niedziela, 14 lutego 2016

Jak wyhodować pod własnym dachem duże jaja?


Po artykule, który napisałem na blogu www.ustawieniasystemowe.blogspot.com pod tytułem "Kobieta słabego faceta będzie gnębić do końca życia" odezwało się do mnie wiele kobiet, jednak generalnie z jednym pytaniem, w kilku formach. Formy do ciasta mogą być różne - długie, szerokie, wąskie i podłużne. Jednak tak czy siak, z piekarnika na końcu wyciągamy ciasto. Albo dojrzałe, albo zakalec. Przechodząc do konkretów, czyli do treści tego pytania, które pobrzmiewało w głosach kobiet, ubierane w różne słowa.  
"Jak mam zmienić tudzież uratować swego chłopa", który: 
a.) zaległ na kanapie - czytaj, jest w depresji. 
b.) wciąż jest małym chłopcem, i szuka przygód - a ja tu sama, z obowiązkami wynikającymi z codziennego życia." 
Koniec pytania.  
Kobieta w relacji z mężczyzną może przyjąć zasadniczo trzy role. Matki - a matkę każdy ma tylko jedną. Córki - czytaj, małej bezbronnej dziewczynki. Partnerki - dojrzałej, dorosłej biorącej swoje życie ,w swoje ręce. Są to tylko trzy role, albo aż trzy. Warianty czy też implikacje zajęcia względem mężczyzny określonej roli, wiążą się również z tym, że kobieta - świadomie, bądź nieświadomie zajmuję również rolę względem samej siebie. Jeżeli jesteś matką dla męża, to gdzie są Twoje potrzeby? Matka jest otwarta na potrzeby dziecka. Uważna na potrzeby dziecka. Śpi nie jak suseł, tylko nawet śpiąc potrafi czuwać. Jest ciągle otwarta na zaspokajanie potrzeb dziecka. W ciągłej gotowości. Więc Twoje potrzeby są wtedy daleko i głęboko w lesie, aby nie powiedzieć dosadniej. No i niby nic w tym złego, bo każdemu się zdarza. Zdarza się, przytrafia, gdy nasz partner lub partnerka ma przysłowiowego doła. Wtedy utulenie do cyca jest czymś naturalnym, i zwykłym odruchem empatycznego człowieka. Problem pojawia się wtedy, gdy ta rola dominuje relację kobieta - mężczyzna.  
Ludzie to takie bestie, które wzajemnie na siebie oddziaływują, i zachowanie jednego człowieka w danej grupie - tudzież rodzinie, czy małżeństwie - nie mniej nie więcej, wpływa na reakcje pozostałych osobników w tej grupie będących. Ale po co o tym pisze? Piszę o tym po to, abyśmy uświadomili sobie, że na siebie wpływamy. Wywieramy na siebie wpływ, jak to się ładnie mówi. Tak - każdy na każdego wywiera wpływ. Gdy wychodzę na salę szkoleniową w garniturze, wywieram wpływ. Gdy wychodzę w t-shircie, i trampkach, wywieram wpływ. Gdybym wyszedł na golasa, też bym wywarł wpływ. Gdybym się umówił, że mam przyjść, a bym nie przyszedł - też bym wywarł wpływ - pewnie, ktoś by się wściekł. 

Kobieta przyjmując względem swojego mężczyzny rolę matki, wywiera na niego wpływ. Próbuje względem niego zająć rolę nadrzędną. Taką samą jaką matka zajmuje względem dziecka, które potrzebuje poprzez matkę zaspokoić swoje potrzeby, aby przeżyć. Więc jaki wpływ wywiera kobieta na swojego mężczyznę przyjmując względem niego rolę matki?  Ano, jeżeli ktoś zachowuje się względem nas jak matka, to w jaką rolę w tej relacji próbuje swoim zachowaniem mnie wsadzić? W rolę dziecka? Bingo. Dlatego dojrzały facet, który ma zintegrowaną kobiecość, na takie zachowanie nie zareaguje, lub doprowadzi kobietę do pionu. Ten zaś, który wewnętrznie nie wyszedł z ramion matki, i nie dotarł wewnętrznie w ramiona ojca - będzie zadowolony albo wściekły. Trochę w to mu graj. Na końcu jednak tego matkowania okazuje się, że kobieta uświadamia sobie, że robi za kogoś, kim nie jest. I sama zaczyna się wściekać. Najpierw na siebie, a potem dostaje po łbie jej "synek". 
Pamiętajmy, że cały czas mówimy, o systemie połączonych ze sobą relacji. Więc jakie są następstwa wchodzenia kobiety w rolę matki, względem swojego męża/ partnera? Ano takie, że nie może być dostępna dla ich dziecka jako matka. Gdy żona matkuje mężczyźnie, dzieci dostają białej gorączki. I mają rację. Jak to się przejawia? Nagle, ktoś zaczyna się z kimś kłócić, ktoś zbije talerz, ktoś się rozpłacze, ktoś kogoś palnie patelnią w łeb. Nie wierzycie? Spróbujcie zrobić doświadczenie. Dzieci w systemie rodzinnym są jak barometr. Czy dzieci są wredne, że nie pozwalają na to? Nie. Dzieci są dziećmi, i one potrzebują ojca i matki. I mają nosa, jak dobry pies myśliwski.  



Jak w relacji mąż - żona pojawia się jakieś zakłócenie, to dzieciaki reagują. Nagle im się przypomina, że mają bardzo ważną sprawę do taty, lub mamy. Po co? Po to, aby kobieta mogła wyjść z miejsca matki dla swojego mężczyzny, a wejść w miejsce matki, dla swoich dzieci - bo to jest jej właściwe miejsce. Przy mężu ma być żoną - żoną, czyli partnerką, kobietą, jego kobietą. 
Jeżeli mężczyzna nie ma dobrej relacji z własną matką, to będzie reagował na swoją żonę, która wchodzi w miejsce jego matki, jak byk na czerwoną płachtę. Zniszczyć! Bodnąć rogiem, tak aby jej się ode chciało 
Kobieta zajmując w relacji ze swoim mężczyzną miejsce matki chce być w relacji większa. Większa od swojego partnera. Intencje oczywiście na poziomie powierzchownym są dobre - uratuję go od złego, pocieszę go, wybawię od ciężarów, a na końcu jak to bywa jest klops! Bo on wcale wybawiony nie chce być, bo jakby chciał, to by sam się wybawił. 


Matka wchodząc w relacje z dzieckiem, ze swoim dzieckiem bierze na siebie emocje dziecka, i próbuje je przez siebie przepuścić, nazwać, okiełznać, stonować. Przypatrzcie się swoim zachowaniom. Gdy dziecko płacze, podchodzimy do niego z ciepłą i otwartą postawą. Wyrażamy zrozumienie dla jego płaczu, np.. Mówimy bądź pytamy. Co się stało? Zrobiło Ci się przykro? Gdy dobrze trafimy, dziecko natychmiastowo się uspokaja, zaczyna bardziej miarowo oddychać, pojawia się w nim spokój, i już po chwili wraca do zabawy, którą przed chwilą z jakichś powodów przerwało. Gdy kobieta podobny mechanizm próbuje zrobić w relacji ze swoim mężczyzną będą kłopoty. Po pierwsze dlatego, że to nie jest jej dziecko, a partner, i przejmując na siebie emocje partnera odbiera mu siłę do działania. Traktuje go jak nieporadne dziecko. Po drugie partner, któremu została odebrana siła, nie ma jej już na to, aby dokonać zmiany. To co ciężkie, uległo rozmyciu. A w tym ciężkim właśnie tkwił potencjał transformacji. Niektórzy mówią, że czasami trzeba sięgnąć dna, aby się od niego odbić. I jest w tym ziarno prawdy. To mężczyzna, jeżeli ma problem, powinien wniknąć w siebie, przetransformować to co ciężkie, i przejść do działania. Kobieta, jeżeli wchodzi w takich sytuacjach w rolę matki, nawet z nie wiem jak dobrymi intencjami przeszkadza mu. 

Gdyby miał to być poradnik dla kobiety, której przytrafiły się małe męskie jaja, a chciałby wyhodować wielkie męskie jądra - takie jak dynie w tym roku, na moim ogródku, to udzieliłbym kilku rad. Jak facet prosi o pomoc i wsparcie, to pomagaj i wspieraj, ale nie wchodź w miejsce wielkiej matki, wielkiej przeogromnej pochwy, która jest w stanie zbawić pół tego świata. Pomagaj umiarkowanie. Jeżeli nie prosi o pomoc, a widzisz, że ma problem, to go zostaw. Nie dotykaj. Nie rób podchodów. Zostaw to znaczy zostaw. Nie wyciągaj ciasta z piekarnika, zanim się nie upiecze, bo siądzie ! Oklapnie.  



Jeżeli facet ma problem, a już naprawdę nie możesz wytrzymać, to przyjdź, popatrz mu w oczy, i powiedz na głos. Jesteś duży. Jesteś dorosły. Wierzę, że sam świetnie dasz sobie z tym co Cię tam gryzie radę. I zrób to - zostaw go.  

A tym wszystkim, które chcą pomagać, chcą ratować, chcą zbawiać proponuję pracę w fundacjach non profit, albo w hospicjum dla małych dzieci. Aby mężczyźnie urosły jaja, takie o których marzycie, tudzież jądra, jak stwierdziła jedna z kobiet czytających bloga - facet musi sam nauczyć się je hodować. Jego grządka, jego kwiatek, jego jaja. Ty kobieto masz swoją.  

Reasumując, w skrócie. Jeżeli jesteś typem kobiety, która ma tendencję do matkowania, to oducz się brania odpowiedzialności za kogoś więcej, niż Ty sama, i własne dzieci. Facet, to nie dziecko. Twój mąż jest dorosły. Zrezygnuj z potrzeby ratowania świata i przede wszystkim jego. Pozwól mu doświadczyć tego co trudne. To co trudnej hartuje, i buduje siłę i pewność siebie. Nic bardziej niż konfrontacja z tym, co mężczyznę spotyka w jego życiu, i poradzenie sobie z tym, nie dodaje mu skrzydeł, i pewności siebie. Ty uratuj siebie. To wystarczająco dużo. Wybór należy do Ciebie. 



Mirosław Czarko-Wasiutycz

Kobieta, która w drodze do ramion matki, utknęła przy ojcu zostanie księżniczką. A przekleństwem Księżniczek jest szukanie Rycerza na Białym Koniu.


A znalezienie Rycerza w obecnych czasach nie jest rzeczą łatwą. Po pierwsze rzadko, który jeździ na koniu, i nosi złotą tudzież srebrną zbroję, a po drugie skąd wiadomo, że współczesny koń rasy BMW nie kradziony, czy też tak naprawdę może z kieszeni ojca zakupiony na pchlim targu? Poza tym tak naprawdę, kobieta taka goni za mirażem. Co prawda prasa podtrzymuje ten mit, mit królewny, który jest lansowany w bajkach. Ba, nie tylko w bajkach, w bajkach to jest on lansowany dla małych dziewczynek. Duże dziewczynki w bajki nie wierzą, więc dostają tą samą opowieść w przeróżnych serialach, i magazynach rzekomo poświęconych dla kobiet. To jest informacja wpuszczana na wielu poziomach informacyjnych. Znajdź tego jedynego, tego wybranego, tego wyjątkowego... albo czekaj, aż on Cię znajdzie. Ten mit ma dużą nośność dla kobiet, które utknęły w drodze do matki, przy swoim ojcu. 



Naturalną drogą dziewczynki jest wyjść kilkakrotnie ze strefy wpływów matki, pójść do ojca i właśnie u niego usłyszeć te kilka ważnych słów, które będą ważyły na całym jej późniejszym życiu. Będą determinowały jej wybory, w relacjach damsko męskich, będą determinowały jej sposób układania sobie relacji z innymi kobietami i mężczyznami, będą determinowały w końcu, jej stosunek do samej siebie, jako kobiety, matki, żony, kochanki 
Dziewczynka wychodząc z ramion matki, i idąc do ojca powinna u niego usłyszeć, e jest najpiękniejszą, najwspanialszą, najinteligentniejszą kobietą na świecie...". Ona nie tylko musi to usłyszeć, ona musi to całą sobą poczuć. Poczuć, aż do szpiku kości, że te słowa wypowiadane przez jej pierwszego mężczyznę, z którym buduje w swoim życiu relacje, i na ich podstawie uczy się budować relację z innymi później spotkanymi na swojej drodze mężczyznami, że dla niego jest naprawdę ważna. A słowa, które do niej wypowiada są prawdziwe, prawdziwe i realne. Że dla niego jest NAPRAWDĘ tą wyjątkową, i najwspanialszą... i tutaj druga część leczących duszę zdań : "...zaraz po Twojej mamie". Co sprawia ten zwrot "zaraz po Twojej mamie" ? On sprawia, że dziewczynka widzi swoje miejsce. Widzi, że pierwszą kobietą dla taty jest jego żona, a jej matka. A ona jest po niej. Dla swojego ojca jest po swojej matce, a jego żonie. Miejsce żony taty, jest zajęte przez mamę. Musi do niej dotrzeć, że dla niej nie ma tam miejsca, nie ma tam przestrzeni. To miejsce tuż przy tacie jest zarezerwowane na jej matkę. Co to powoduje? To powoduje, że dziewczynka nie wiąże się zanadto z ojcem, że nie widzi w ojcu dostępnego partnera. Zyskuje świadomość, że przy ojcu może być córką, i tylko córką, i aż córką. W systemie rodzinnym to jest dla niej dobre miejsce. Jak dorośnie, to będzie miała potrzebę znaleźć swojego mężczyznę, dla którego będzie dostępna jako kobieta. Wolna, i do wzięcia. Do wzięcia przez mężczyznę, który będzie miał siłę, aby ją wziąć.


Nie wszystko w naszych życiach jednak płynie, i wygląda tak, jak w tym obrazie. Czasami dziewczynka zostaje przy mamie. Dzieje się tak wtedy, kiedy matka nie chce jej puścić do ojca. Być może dlatego, że podskórnie jest na ojca zła. Dziewczynka wtedy, aby przetrwać musi na zewnątrz nieść tą złość razem z matką. I tak będzie robić. Przysłowiowo wkroczyła między wrony, więc musi krakać tak jak one. Na poziomie zewnętrznym będzie obrażona na ojca, bo tylko w ten sposób będzie mogła czuć się bezpiecznie przy matce. Musi matce potwierdzać, że jest taka sama jak ona. Tylko w ten sposób nie będzie narażona na jej ataki. Na poziomie natomiast wewnętrznym będzie potajemnie jednoczyć się ze słabszym w tej przykładowej relacji, czyli z ojcem. W późniejszym życiu może mieć tendencję do wybierania sobie słabych mężczyzn. Będzie realizować plan zbawienia taty, uratowania go. Jej próby oczywiście na nic się nie zdadzą. W ten sposób myli wewnętrzny obraz ojca, ze swoim partnerem. Próbuje zbawić słabych facetów, a Oni wcale jak się później okazuje tego nie chcą. Co jest dobrym rozwiązaniem w takiej sytuacji? Dobrym rozwiązaniem może być popatrzenie na mamę i oddanie jej tej niewyartykułowanej złości na ojca. Czasami ten proces się udaje, podczas ustawienia systemowego. Wtedy dziewczynka czuje się odciążona. Ciężar wynikał z tego, że wzięła to co nie przynależało do niej samej. Zidentyfikowała się z emocjami mamy, a swoje zakopała pod dywanem. Dotarcie do swoich prawdziwych emocji, w stosunku do ojca, być może pozwoli jej po raz pierwszy dotrzeć w jego ramiona. Przejrzeć się, jako księżniczka, a potem już z siłą, którą od ojca się dostaje dotrzeć na nowo w ramiona matki, już jako kobieta, na nowo, z nowym początkiem dla ich wspólnej relacji, relacji kobiety z kobietą. Relacji matki, i dorosłej córki. 



Czasami bywa tak, że dziewczynka wyjdzie z ramion matki, i utknie przy tacie. I tutaj też czeka na nią pułapka, bo co jeżeli tak bardzo rozpłynie się, w tych słowach, że nie będzie chciała wrócić do matki? Co jeżeli ojciec nie będzie chciał jej wypuścić ze swoich "rąk"? Co jeżeli ojciec ma słabą relację z własną żoną, która nie jest tak łatwa w obsłudze jak córka? Żona może zdradzić, może znaleźć innego mężczyznę, może wykastrować emocjonalnie, a co może zrobić ojcu córka? Wiele pytań, wiele sytuacji, w których los tej małej budującej się psychiki naszej małej kobietki może się wykoleić. Co ostatecznie, jeżeli matka poświęci córkę, i nie będzie chciała, aby ta do niej wróciła. Aby, wróciła do jej strefy wpływów. Co jeżeli poświęci ją ojcu, w zamian za święty spokój? Takie dziewczynki stają się córeczkami tatusia. Ojciec traktuje ją na pierwszym miejscu. Na pierwszym miejscu przed własną żoną, a to jest zaburzenie porządku systemowego, bo fakty są takie, że najpierw był związek pary, a owocem tego związku jest dziecko - w tym przypadku dziewczynka. Czasami w ustawieniu systemowym wychodzi na jaw, że dziewczynka reprezentuje z miłości, pierwszą miłość ojca, lub jakąś znaczącą dla niego kobietę, w której się zakochał, a która przez ojca nie została uszanowana, a tym samym zostało jej odmówione prawo przynależności.  



Dla słabego mężczyzny taka mała kobietka jest "atrakcyjna". Kocha bezrefleksyjnie, kocha wiernie, kocha ślepo, i łatwo kontrolować tą miłość. Oczywiście w pewnym wieku będzie przechodzić bunt, ale ostatecznie problem jaki przed nią stoi, to zrezygnować z bycia pierwszą przy tacie. Paradoksalnie tu nic nie trzeba robić. Tutaj trzeba mieć siłę, aby zrezygnować, i w tym jest często największy problemTrzeba zrezygnować z bycia pierwszą przed matką, a to dla małej kobietki bardzo atrakcyjne miejsce. Częstokroć jest to też wynik systemowego uwikłania, w historię pierwszej kobiety ojca. I tak latami może trwać zakłócenie systemowe. Objawiać ono się będzie wściekłością matki na córkę. Nie wprost, podskórną wściekłością, która będzie osiągać apogeum najczęściej na różnych rodzinnych uroczystościach, gdy matka będzie prawie fizycznie ze pchana na drugi plan. Matka może nie czuć wewnętrznego poczucia, że to jest jej dziecko. To takie dziwne, bo niby ma świadomość, że to ona ją urodziła, ma świadomość, że to jej dziecko, a dziecko pozostaje jakby za szybą. Niedostępne dla matki. Niedostępne dopóki matka nie dotrze do informacji, że przed nią była pierwsza miłość. Pierwsza miłość jej męża. Czasami ciąża, czasami poronienie. To wszystko w systemie działa, jakby było tu i teraz. Działa dopóki nie zostanie wyciągnięte na jaw, dopóki nie zostanie uszanowane. To tylko nasza ignorancja każe nam często sądzić, że możemy kochać kogo nam się żywnie podoba. Nie jesteśmy w tym względzie do końca wolni. Miłość może płynąć tam, gdzie jest porządek. Inaczej mówiąc miłość jest rzeką, jest wodą, porządek jest brzegami tejże rzeki. Zakłócenie porządku, jest tamą, i tam gdzie powinna płynąć siła, jest tama. Jest prawie suche koryto rzeki. Przywrócenie porządku, jest jak awaryjny spust wody ze zbiornika retencyjnego. Nagle uwolniona miłość, siła, to co dobre w rodzie zaczyna płynąć w swoim korycie. Błogosławieni Ci - bez względu na to, jak archaicznie to brzmi - którzy zajmują swoje miejsce.  

To jest sytuacja, która objawia się tym, że córki trzymają przysłowiową sztamę z ojcem, i to z nim dzielą się sekretami. Matka, w ważnych sprawach jest pomijana. Tworzy się nieformalny front. Scenariuszy i dalszych perypetii związanych z tą dynamiką jest kilka. Jednym z nich będzie niemożność znalezienia przez córkę właściwego sobie partnera. Tata, będzie niezadowolony z chłopców, z młodych mężczyzn, którzy będą przychodzić do córki. Dlaczego? Dlatego, bo na poziomie emocji, będzie czuł się zagrożony. Że wraz z ożenkiem córki straci swoją wielbicielkę, którą przecież przez tyle lat hodował. Sytuacja jest o tyle niejednoznaczna na pierwszy rzut oka, że z pozoru może się wszystko wydawać ok. W jak najlepszym porządku, bo przecież nie wypada, i nie jest wpasowane w społeczny garnitur, aby ojciec powiedział do córki - "jestem o Ciebie zazdrosny". Na boga... toż to byłoby przyznanie się do niejawnego "romansu", a tego robić nie można (?) przynajmniej kulturowo i obyczajowo. Mało tego, to by otworzyło drogę jego żonie, do słusznego i nieokiełznanego wyrażenia swego gniewu. Królowa żona, miałaby wtedy możliwość w końcu stanąć na swojej zasłużonej, i należnej jej pozycji, na pozycji żony - czyli przy boku swego męża. Mąż natomiast musiałby wtedy spojrzeć w rozwścieczone oczy swojej Lilith, i przestać być dla niej tylko kochankiem z zapasem Braweranu w nocnej szafce, a musiałby popatrzeć na swoje słabości, na słabości jego wewnętrznego niezintegrowanego mężczyzny. A tak, bez słów szczerości, teatrzyk może kręcić się dalej. Wkurzona żona, pozornie zadowolony żyjący w wyobraźni mąż, i ofiara ich wzajemnej relacji - zagubiona mała, niedojrzała kobietka, która zaplątała się gdzieś w labiryncie ludzkich relacji. Ojciec w takim układzie kłamie. Daje tej małej bezbronnej istotce nadzieje na to, że ona może odnaleźć samą siebie w jego ponętnych oczach. Prawdą jest, że tak jak mężczyzna może odnaleźć samego siebie, swoją męską tożsamość, swoją męską drogę tylko i wyłącznie w oczach innych mężczyzn, tak samo kobieta może odnaleźć siebie i swoją żeńską tożsamość tylko i wyłącznie w oczach innych kobiet. Dlatego tak ważne jest, aby mała dziewczynka usłyszała, że jest najpiękniejsza, najinteligentniejsza, i najwspanialsza, zaraz po jej mamie. To ostatnie zdanie zrywa zasłonę iluzji, stawia dziecko blisko ziemi, dziecko nie jest odrzucane przez ojca, jest przyjęte, i zarazem jest mu pokazane jego właściwe miejsce, w systemie rodzinnym. 



Dlaczego kobieta z takiego układu, jak opisany powyżej, nie może znaleźć szczęścia w związku? Dlatego, że została "uwiedziona" przez ojca. I stoi przy ojcu zajmując miejsce swojej matki, a jego żony. A ktoś, kto już jest w związku - w związku z własnym ojcem, nie jest w stanie być dostępny dla innego mężczyzny. Już jest zajęty, już jest w związku, jest dla innego mężczyzny niedostępny. Taka kobieta umie tylko uwodzić, lecz nie potrafi w pełni się oddać innemu mężczyźnie. A Królowa matka, czeka, a jej złość częstokroć nie możne znaleźć ujścia, bo od strony formalnej - jak to się mówi - liczby się zgadzają, nawet jest glejt podpisany przez księdza, czy tam Burmistrza, tudzież Prezydenta, że ślub się odbył. I co z tego? Gucio. Nic. W papierach wszystko się zgadza, a na koncie emocjonalnym wciąż manko. Ot życie ! 
Skutki takiego układu są niewidoczne dla wielu, w codziennym życiu, ale można je zaobserwować w dłuższej perspektywie po konsekwencjach. Na przykład po rozwodzie córki. Nie zawsze w taki sposób się to przejawia. Ale bywa i tak, że córce po prostu się nie układa z innymi mężczyznami, co prawda adoratorów jest wielu, jednak wszystkie związki po krótkotrwałej fascynacji się po prostu wypalają. Co znamienne, córeczka tatusia często trafia na syneczka mamusi, i z takiej mąki bułek nie będzie. A może i będą, bo tak naprawdę to taka konstelacja jest dla siebie wyzwaniem. On musi zrezygnować z stania przy mamie, jako jej partner, a ona musi zrezygnować ze stania przy tacie, jako jego kobieta. Gdy oboje zrezygnują, wtedy mają szansę zobaczyć siebie nawzajem "nago". Poranionych, i małych, zwyczajnych, a jednocześnie ludzkich.  
Czy to łatwe? Nie zawsze, ale udaje się podczas pracy systemowej, i jest to proces - nie jednorazowa sytuacja. Krok pierwszy to świadomość, w którym miejscu stoję. Gdy już klient to zobaczy, to ma wrażenie, jakby nagle z ciemności wyszedł na światło dzienne fakt, który determinował jego myśli, emocje, uczucia, jego sposób zachowania. Te informacje spływają falami, i burzą stary porządek. Tama zaczyna pękać. Najpierw powoli zaczyna widać rysę, a potem częstokroć mamy zalew skrywanych uczuć i emocji.  



W ustawieniach systemowych pracuje nad klientem, i jego relacją z obiektem, natomiast ten rodzaj pracy ma to do siebie, że zmiana jednego elementu systemu wpływa na pozostałe do systemu przynależne. I nagle zmiana, wyjście z miejsca córeczki tatusia, może spowodować wielki konflikt pomiędzy ojcem, a jego żoną. To co do tej pory było zakryte wychodzi na wierzch. To co było skrzętnie chowane pod dywan, zostaje wypchnięte na powierzchnię, do świadomości członków systemu. Ojciec zaczyna się kłócić z matką - już jawnie. Nie tylko pokazując sobie nawzajem lekko wyczuwalną oziębłość, tylko jawnie, z pełnym zaangażowaniem. To znów będzie dla córki test jej siły, siły wystania w miejscu córki swoich rodziców. Będzie się oczywiście pojawiała pokusa stanięcia po stronie ojca, i zdyskredytowanie matki, ale prawda na ten temat jest prosta, i dlatego, że jest tak prosta, jest tak trudna do przyjęcia. Relacja pary, relacja mamy i taty, to nie jest temat, ani sprawa, w którą dziecko powinno się mieszać. Oczekiwania partnera względem partnera to są całkiem inne oczekiwania, niż dziecka względem rodzica. Dziecko chce, i ma prawo kochać i mieć dostęp do obu rodziców, nawet jeżeli Ci się wzajemnie nienawidzą. Zajmowanie przez dziecko czyjejś strony w konflikcie rodziców, jest zawsze skazane na złe konsekwencje - dla dziecka oczywiście. Dziecko chce mieć obu rodziców. Stając po stronie jednego z nich, zwraca się przeciw drugiemu. Zwracając się przeciwko drugiemu, zwraca się również niejawnie przeciw samemu sobie, w sobie. Inaczej mówiąc - sprawy rodziców należy zostawić przy rodzicach. Nic tam po nas. To ich decyzje, ich wybory, ich konsekwencje, ich konflikt, w którym paradoksalnie mogą się nawzajem rozwijać, jako to co męskie, i jako to co kobiece, wyznaczając, wytyczając na nowo granice swojego, i ich wspólnego. Dziecko nie ma prawa się w to angażować. 



Jeżeli rodzice się rozwodzą, dzieci mają prawo nie stawać po żadnej ze stron. Ceną jaką może zapłacić córka, która zajmie stanowisko przy ojcu, jest niepowodzenie w relacjach z innymi mężczyznami. Przejawiać to może się tym, że w relacjach z innymi mężczyznami będzie tą drugą. Tak samo jak było to z jej matką. W ten sposób całkowicie nieświadomie nie pozwala sobie na bycie pierwszą. Karze się, za to, że matce "odebrała" partnera. Będzie wybierała facetów po przejściach, będzie kochanką żonatych mężczyzn, będzie ją po prostu ciągnąć do bycia drugą. Co tutaj jest rozwiązaniem? Co w takiej sytuacji jest dobrym rozwiązaniem? Już niebawem.

Mirosław Czarko-Wasiutycz